Ciężko porzucić raz zasłyszane „prawdy”, a taką, którą przez lata nam wpajano było stwierdzenie, że człowiek w Internecie jest anonimowy. To musiało się jednak zmienić i się zmieniło. Rządy Internet najpierw ignorowały, później się go bały, aby w końcu uczynić z niego swojego sprzymierzeńca. Obecnie jesteśmy na tym ostatnim etapie, co pociąga za sobą też koniczność wyobrażenia sobie tego czym jest Internet na nowo, w tym także to, czym jest nasza działalność w Internecie.
Cofnijmy się jednak nieco, do czasów, gdy jeszcze świat prawa nie wchodził zbytnio do Internetu. Funkcjonowała tam swoista wolność, którą z rozrzewnieniem wspominają twórcy Internetu i jego pierwsi użytkownicy. Można było czuć się wtedy anonimowo i w tym okresie ukształtowały się też wyobrażania tego czym jest Internet i one przekazywane były dalej jako aksjomaty. Ten związany z anonimowością coraz mniej ma wspólnego z rzeczywistością.
Powiedzieć sobie trzeba wprost – pełna anonimowość nie jest czymś pożądanym. Internet pełni zbyt wiele ważnych społecznie funkcji, aby był miejscem, gdzie panuje zupełna wolność. Nawet najtwardsi zwolennicy „wolności” Internetu nie chcieliby, aby ich pieniądze były zagrożone, aby ktoś przejmował bezkarnie dźwięk z ich smartfonów, obraz z kamerki czy czytał ich wiadomości. Nie chcieliby też, aby inne osoby mogły ich bezkarnie obrażać w Internecie niszcząc ich reputację. Utrzymanie porządku w Internecie wymaga tego, aby poszczególne aktywności dało się przyporządkować do konkretnych osób, co wiąże się z tym, że pełna anonimowość jest niemożliwa. Pytanie jakie pozostaje otwarte to akceptowalny zakres potencjalnej kontroli.
Poszczególne państwa mają własne pomysły jak tę granicę ustalić. Austria planuje wprowadzenie prawa, które ma wymusić zbieranie przez niektóre serwisy informacji o tożsamościach swoich użytkownikach. Oznaczałoby to w niektórych przypadkach, że pisanie komentarzy możliwe byłoby tylko pod nazwiskiem. Na serwisie Wykop.pl pojawiło się znalezisko dotyczące tej kwestii pod tytułem „Austria będzie wymagała używania prawdziwych nazwisk w komentarzach w Internecie”. Najpopularniejszy komentarz porównał te zmiany do faszyzmu:
Lektura komentarzy pokazuje, że właśnie za punkt odniesienie uznaje się pierwotną wolność w Internecie. Ta początkowa „wolność” jednak od lat nie funkcjonuje. Używamy Facebooka, który aktywnie walczy z fejkowymi kontami, w pewnym momencie YouTubie wymusił powiązanie komentarzy z kontem Google – to tylko niektóre przykłady. Krok po kroku coraz mniej jest miejsc, gdzie można być anonimowym. Oczywiście w dalszym ciągu można w utrzymywać częściową anonimowość (używanie sieci TOR, VPN, publiczne hotspoty), jednak wymaga to przedsięwzięcia wielu uciążliwych środków, które w codziennym obcowaniu z Internetem są koszmarem. Niektóre z tych sposobów staną się pewnie też w końcu zakazane – tak jak Chiny wyłączają powoli możliwość używania VPN. To trend, którego raczej nie da się zatrzymać. Musimy się przyzwyczajać do faktu, że to co piszemy w sieci może być do nas przyporządkowane. Powinniśmy zmienić punkt odniesienia i traktować raczej aktywność w Internecie jest kolejną przestrzeń, w jakiej funkcjonujemy jako konkretne osoby. Wydaje się, że nie można oczekiwać, że aktywność polegająca na publicznym uzewnętrznianiu myśli pozostanie anonimowa.
Zakaz korzystania z Facebooka
Jakiś czas temu zaproponowałem nowy środek karny w postacie zakazu korzystania z portali społecznościowych. Uznałem, że nowa rzeczywistość wymaga nowych instrumentów prawnych. Przepisy, w którym miało się wprowadzić środek wyglądał następująco:
41d. § 1. Zakaz korzystania z internetowego serwisu społecznościowego obejmuje zakaz rejestrowania się, logowania oraz publikowania treści na wskazanym przez sąd serwisie. 2. Sąd może orzec zakaz korzystania z serwisu społecznościowego w razie skazania za przestępstwo godzące w dobra osobiste, popełnione za pośrednictwem serwisu społecznościowego.
Pomysł ten był komentowany, a większość sceptycznych komentarzy sprowadzała się do tego, że „nie da się tego kontrolować” (wyniki jednej z ankiet, w której zadałem o to pytanie będą przedstawione w moim doktoracie z filozofii). Wynikało to pewnie z przedzałożenia związanego z aksjomatem, że Internet jest miejscem, gdzie człowiek jest anonimowy. Jeżeli to nie jest do końca prawda, a na pewno staje się to wyobrażenie z miesiąca na miesiąc jeszcze mniej prawdziwe, to można na nowo spojrzeć na ten pomysł.