Od pierwszego stycznia w sieci znajduje się tzw. rejestr sprawców przestępstw seksualnych. Znajdują się tam dane osób skazanych za przestępstwa na tle seksualnym. Rejestr jest częściowo otwarty – można wyszukiwać dane, np. po miejscowości, w której mieszka osoba skazana za takie przestępstwa. Dzięki social mediom osoby te są wyszukiwane i zastraszane. Niektórzy komentujący sami dopuszczają się przestępstw.
Jako przykład można podać profil jednej z osób, która znajduje się w rejestrze. To 22-letni Mateusz B., który nie zablokował swojego profilu na Facebooku. Pod jego postami zaczęły pojawiać się komentarze, w którym samozwańczy „szeryfowie” zaczęli uświadamiać jego znajomych o jego przewinieniach:
Jednak na tym się nie skończyło, pojawiają się tam także bluzgi, które same w sobie mogą być uznane za przestępstwo:
Bardziej przerażające są jednak groźby, które mogą wzbudzić uzasadnioną obawę, że zostaną spełnione:
A czy gróźb pani Jagody nie można potraktować jako zapowiedzi powołania grupy przestępczej mającej na celu popełnianie przestępstw?
Należy pamiętać, że rejestry były krytykowane od samego początku przez specjalistów. Są tylko popluistycznym wyrazem polityki Ministerstwa Sprawiedliwości i to obecna ekipa będzie odpowiedzialna moralnie za zło jakie z całą pewnością (niestety) się wydarzy.